pompy abs, abs pump
wiercenie studni
Niekończąca sie opowieść...
Wydawało mu się, że bawi się w chowanego z Saddamem Husajnem, oraz że broni Galię wraz z Asterixem i Obelixem przed najazdami Cezara. Wszystko było spokojnie i byłoby pewnie nadal.. Niestety jakiś typek powiadomił chamków z Wołomina, że nasz bohater Mieczysław kręci zielony interes sam, bez żadnej obstawy.....
Wówczas Miecio zdecydował się opuścić rodzinne strony i uciec przed polującymi na niego Antynarkotykowymi ludźmi. Zdawał sobie sprawę z tego, że jeżeli nie umknie ganja pozostanie bladym wspomnieniem wywołującym łzę w zamkniętym za kratami oku. Rozwinął więc mapę, by wybrać miejsce swojej emigracji...
I wtedy nawiedził go stary kumpel Asterix, z którym to w swojej wyobraźni toczył walki z Cezarem. Nieustraszony gal przystanął obok niego i spytał:
- Zamierzasz tak siedzieć, ciołku? Wypróbuj magicznego napoju. - a wtedy okazało się, że to wcale nie było lotnisko, lecz monopolowy zza rogu. A 60 groszy bez problemu starczyło na supertanią nalewkę. Usatysfakcjonowany Mieczysław pogrążył się w kolejnym nałogu.
- Zamierzasz tak siedzieć, ciołku? Wypróbuj magicznego napoju. - a wtedy okazało się, że to wcale nie było lotnisko, lecz monopolowy zza rogu. A 60 groszy bez problemu starczyło na supertanią nalewkę. Usatysfakcjonowany Mieczysław pogrążył się w kolejnym nałogu.
Chodził więc całymi godzinami po głównych ulicach miasta w poszukiwaniu pieniędzy na rozwój swojego hobby. Jego średnie dzienne dochody przedstawiały się następująco: 8gr znajdywał na ulicy, od losowych przechodniów dostawał 20gr, zabierał małym dzieciom - 30gr, oraz zadłużał się u kolegów na łączną sumę 2gr. Z tak ledwo uciulanych pieniążków mógł więc pozwolić sobie na jedną supertanią nalewkę "Napuj bogófff" dziennie. Monotonia bardzo szybko wkradła się w jego życie. Pewnego wieczoru zebrało mu się na intelektualny wieczór widziany przez melancholijny pryzmat dawnego apogeum jego środków finansowych. "Szk**mać" zaklął sobie doniośle z wyraźnym akcentem rezygnacji w głosie po czym chlusnął jak zawsze jednodniową dawkę swojego ulubionego smakołyka uwielbianego przez wszystkich smakoszy i uderzył w kimę.
A przyśniły mu się numery totolotka, które z powodzeniem mogły urozmaicić jego alkoholowo-narkotykowy żywot. Już wyobrażał sobie siebie wędrującego po okolicy z dumnym uśmieszkiem bogacza wołającego "Teraz to mi to lotto!". Po przebudzeniu sięgnął po jedną z nieodłącznych towarzyszek jego życia, którą była butelka napoju bogófff i na etykiecie naskrobał magiczne cyferki. Śmiejąc się histerycznie począł szukać najbliższej kolektury.
Gdy w końcu dotarł do kolektury okazało się, że nie ma wystarczająco pieniędzy tylko jakieś nędzne 50 gr. Pomyślał: "jeżeli każdego dnia zbiorę 50 gr. to za 5 dni będę mógł wysłać kupon". Lecz przypomniał mu się sen i tam było wyraźnie napisane, że numery są na najbliższe losowanie. Więc podszedł jeszcze raz do okienka i zapytał kiedy jest najbliższe losowanie dużego lotka. Uprzejma pani Józia powiedziała, że dzisiaj. Była bardzo pazerna, więc za informację wzięła od Mieczysława ostatnie pieniądze jakie posiadał - 50 gr. Mieczysław nie wiedząc skąd ma wziąć 3 zł w kilka godz. poszedł koło monopolowego i poszedł spać.
Nieoczekiwanie usłyszał łomot dzwonów kościelnych. Mamy godzinę dwunastą!! - wykrzyczał głośno dumny z tego, że coś jednak w życiu wie. Zatrzymał się.. i.. począł drapać się po głowie. Gdzieś miałem pójść... hm. Śledząc w skupieniu swoją przeszłość, przypomniał mu się o.. dzwonach kościelnych. Wszedł na dzwonnice rozkręcił dzwony po czym opchnął je na skupie złomu. Bardzo się przy tym zmęczył i strasznie sapał. Nic to jednak złoty interes przyniósł mu 10zł zysku. ŁAŁ ZA TYLE TO CHYBA ZE 100 NAPOJÓW KUPIĘ - podniecił się niezdrowo, ponieważ dawno nie dzierżył tak potężnej sumy gotówki w swojej dłoni. Wparował do sklepu z uśmiechem na twarzy. To jak.. napoik panie Mieciu? - zagadała sprzedawczyni, która bardzo dobrze go znała. HA HA HA POPROSZĘ TYLE ILE WLEZIE PANI GRAŻYNKO i zarzucił banknotem prosto w facjatę sprzedawczyni. Po odseparowaniu dyszki sprzedawczyni wydała mu 16 butelek i dała 40gr reszty, po czym chciała rzucić jakimś żartem, ale nie zdążyła. Miecio pochwycił suchy prowiant i resztę z zakupów, po czym zaszył się w parku, po rozpracowaniu wszystkich butelek ledwie trzymał się na nogach. Gdy opróżniał ostatnie kropelki także i z poprzednich butelek, przyglądając się etykiecie dostrzegł jakieś dziwne napisy.. co to, wygląda jak.. numerki do czego? LOTTO! ZAPOMNIAŁEM! Znalazł się w dość dziwnej sytuacji, miał przy sobie tylko 40gr reszty ze sklepu, a do zamknięcia kolektury zostało tylko 10minut..
Załamany swą niesłychaną głupotą i gapowatością postanowił obmyślić plan. Sytuacja nie przedstawiała się zbyt ciekawie, lecz zawsze był zdania, iż nothing is possible. A może nothing is impossible? Tak dawno nie był w szkole, że już biedaczysko zapomniał najprostszych zwrotów anglojęzycznych. Jednakże przypomniał sobie rady tatusia, który kazał mu podążać do celu za wszelką cenę. Toteż Miecio z chytrym uśmieszkiem ruszył do kolektury. Miał w zamiarze poderwanie Józi i wyzyskanie od niej tych kilku złotych. A nuż leci na chwiejnych pijaczków podobnych do szczytnego pomnika Gumy z Warszawy?