Strona 1 z 1

Miłosierdzie Boże

: 2019-05-20, 13:38
autor: pelniaradosci
Doświadczyłam prawdziwego cudu. Jest nim właśnie miłosierdzie Boże, które ogarnia każdego, nikogo nie opuści. Jest codziennie, nieustannie darem dla nas. Chcę podzielić się z Tobą moim świadectwem.
Mam 20 lat. Jeszcze dwa lata temu byłam bardzo daleko od Boga. Przez 9 lat prawie nie chodziłam do kościoła,a jeżeli to sporadycznie i bez wiary. Wyrządziłam nieodwracalne zło i zagłuszałam tę świadomość bardzo długo. Ale w końcu wszystko do mnie dotarło i bardzo cierpiałam. Myślałam, że już nigdy nie otrzymam miłosierdzia, nagle poczułam, że je bezpowrotnie utraciłam. Właśnie wtedy zwróciłam uwagę na obraz Jezusa Miłosiernego. Nie miałam pojęcia co to za obraz, ale gdy na niego patrzyłam ogarnęła mnie jakby...ufność. To tam kierowałam swoje rozpaczliwe próby modlitwy. Niedługo potem zbieg okoliczności sprawił, że przyszłam do kościoła. Wiedziałam, że muszę wrócić następnego dnia i tego dnia właśnie wszystkie uczucia, cała rozpacz, poczucie winy, nienawiść do siebie, opuściły mnie. Czułam się tam jakby ktoś wrzucił mnie nagle z koszmaru w rzeczywistość. Przychodziłam codziennie. Kiedy patrzyłam na ludzi przystępujących do Eucharystii, nie pomyślałabym, że to będzie możliwe i dla mnie. Wtedy nie wiedziałam, że za kilka miesięcy Jezus Chrystus będzie we mnie działał, że Jego łaska i życie, oddane za mnie, będą przemieniać moje serce, że Jego bliskość stanie się nie do opisania. Przez przypadek zakupiłam modlitewnik inspirowany św. Faustyną wraz z medalikiem. W tamtym momencie niewiele jeszcze o Faustynie słyszałam. Później ktoś dał mi obrazek Jezusa Miłosiernego ze słowami koronki do Miłosierdzia Bożego i cytatami z „Dzienniczka”. Pamiętam słowa, które rozpaliły we mnie tę iskierkę ufności: „Niech nie lęka się zbliżyć do Mnie żadna dusza, choćby grzechy jej były jak szkarłat”. Odmawiałam koronkę z początku bez zapału, ale coś ciągnęło mnie do niej, tak bardzo, że modliłam się nią codziennie. Teraz wiem, że ta koronka jest ogromnym darem szczególnie dla tych, dla których pozornie nie ma ratunku. Pewnego dnia pomyślałam " Jutro jadę do księdza, którego wybrałam na mojego spowiednika. Nie będę się spowiadać, mam tam być." Bóg już reszty dopełnił. Spowiadałam się i zadnie, które usłyszałam zostanie w moim sercu: "Nie ma takiego grzechu, którego Pan Jezus by nie odpuścił." W konfesjonale dowiedziałam się, że jest 5 października, liturgiczne wspomnienie św. Faustyny...
Dlatego to piszę, właśnie po to, żeby Ci powiedzieć, że nie ma takiego grzechu, którego Pan Jezus by nie odpuścił, jeśli zaufasz Jego Miłosierdziu, jeśli przyjdziesz do sakramentu spowiedzi.