pompy abs, abs pump
wiercenie studni
Otrzeć się o śmierć.
Hm, nie wiem, czy można to podciągnąć pod otarcie się o śmierć, ale pamiętam, że całe życie przelatywało mi przed oczami. Mianowicie: kiedyś, jak byłam mała (ja wiem? 10 lat miałam?), chodziłam na tak zwaną 'przewijankę'. Główna atrakcja dla dzieciaków, zwykły trzepak, na którym wyczyniało się cuda. A im bardziej cudo ryzykowne, tym miało się większy 'rispekt' na podwórku. Rispekt zawsze chciałam mieć, więc postanowiłam wykonać jakiś-tam manewr, na który nikt się nie odważył. Manewr zakończył się upadkiem z dość dużej wysokości na me kruche wtedy plecy. Huknęło, zabolało, mówię sobie: 'okej, żyję'. Chciałam głęboko westchnąć z ulgą, co mi się, niestety, nie udało. Zaczęłam się dusić, dzieciaki spanikowały, a ja tam siedziałam i jak ryba z wody. Otwierałam usta, ale powietrze za nic nie chciało dojść do płuc. Sytuacji nie poprawiało to, że spanikowałam jak głupia. Zapewne bym się tam udusiła, gdyby nie moja koleżanka, która - całkiem przytomnie - pobiegła po matkę. Matka coś tam mi pomasowała, rozluźniła i ot, mogłam oddychać. Od tamtej pory nie wchodzę na żadne tego typu bajery. Poza tym, to naprawdę dziwne uczucie - zawdzięczać komuś życie.
W sumie to było kilka takich sytuacji.
1. Byłam mała. pojechałąm z chrzestnym, jego dziewczyną Anką i jej małą siostrą nad jezioro. Wzięłyśmy z dziewczynami materac i wypłynęłyśmy nieco dalej. Dość daleko... Ja i mała nie umiałyśmy pływać i nagle materac się wywrócił. Byłyśmy za trzcinami, nie było nas w ogóle widać, siostra Ani powoli schodziła w dól, nie mogąc się utrzymać i ciągnęła mnie za nogę bo próbowała sie czegoś chwycić. Mi materac się wyślizgnął z dłoni, Ania próbowała ratować swoją siostrę, a ja powoli spadałam... Wtedy na szczęście przypłynął mój chrzestny i nam pomógł. Następnego dnia juz umiałam pływać.
2. Kiedyś jechałam rowerem i chciałam spojrzeć się do tyłu. W tym samym momencie, z ogromną prędkością wyprzedił mnie jakiś samochód. Gdybym szybko nie zjechała na bok, nie wiem co by się ze mną stało. A tak to się tylko trochę poobijałam.
3. To było rok temu w wakacje, przez moje chore pomysły i moją własną głupotę. Mogłam zginąć ja i dwóch moich kolegów. Ale o tym wolałabym nie mówić.
1. Byłam mała. pojechałąm z chrzestnym, jego dziewczyną Anką i jej małą siostrą nad jezioro. Wzięłyśmy z dziewczynami materac i wypłynęłyśmy nieco dalej. Dość daleko... Ja i mała nie umiałyśmy pływać i nagle materac się wywrócił. Byłyśmy za trzcinami, nie było nas w ogóle widać, siostra Ani powoli schodziła w dól, nie mogąc się utrzymać i ciągnęła mnie za nogę bo próbowała sie czegoś chwycić. Mi materac się wyślizgnął z dłoni, Ania próbowała ratować swoją siostrę, a ja powoli spadałam... Wtedy na szczęście przypłynął mój chrzestny i nam pomógł. Następnego dnia juz umiałam pływać.
2. Kiedyś jechałam rowerem i chciałam spojrzeć się do tyłu. W tym samym momencie, z ogromną prędkością wyprzedił mnie jakiś samochód. Gdybym szybko nie zjechała na bok, nie wiem co by się ze mną stało. A tak to się tylko trochę poobijałam.
3. To było rok temu w wakacje, przez moje chore pomysły i moją własną głupotę. Mogłam zginąć ja i dwóch moich kolegów. Ale o tym wolałabym nie mówić.
-
- -#
- Posty: 317
- Rejestracja: 2010-02-10, 20:15
Moja sytuacja to może nie do końca "otarcie się o śmierć", ale było dość niebezpiecznie.
Podczas mojej kąpieli w morzu robiłam różne fikołki, salta i różne inne dziwne rzeczy. Nagle fala tak mną obróciła, że nie mogłam wstać, wypłynąć. Wiedziałam tylko, że nie mogę zacząć panikować, muszę zachować spokój.
Jak widać udało mi się i jakoś szczęśliwie wypłynęłam na powierzchnię o własnych siłach.
Podczas mojej kąpieli w morzu robiłam różne fikołki, salta i różne inne dziwne rzeczy. Nagle fala tak mną obróciła, że nie mogłam wstać, wypłynąć. Wiedziałam tylko, że nie mogę zacząć panikować, muszę zachować spokój.
Jak widać udało mi się i jakoś szczęśliwie wypłynęłam na powierzchnię o własnych siłach.
Zależy co możemy zrozumieć pod słowami "otrzeć się o śmierć".
Myślę,że gdy nie działamy świadomie nie jesteśmy dogłębnie zaanalizować naszych odczuć wiążących się z chwilą gdy naszemu życiu zagrażało niebezpieczeństwo.
Niemniej i mi zdarzyły się takie sytuacje.
Pamiętam,że w pierwszej klasie gimnazjalnej podczas pikniku zorganizowanego przez firmę mojej mamy wypadłam ze skarpy jadąc na quadzie.Do dziś nie mam pojęcia jak udało mi się wyjść z tego w tak doskonałym stanie,albowiem po mimo tego,że podczas lotu spadł ze mnie kask to w dodatku moje ciało przygniotła owa maszyna.Chociaż straciłam świadomość wyszłam z tego jedynie z wybitym barkiem i masą potłuczeń.
Kiedyś także podczas jednego z terenu koń gwałtownie wystraszył się huku.Pech chciał,że było to blisko drogi.Nie utrzymałam równowagi noga zaczepiła mi się o strzemię i koń przeciągnął mnie 3 km przez asfalt.Szczęściu w nieszczęściu zatrzymałam się na stojącym samochodzie.
Jednakże te sytuacjie nie pozwoliły mi na jakiekolwiek dostrzeżenie realnego zagrożenia.Wszystko przypominało pewien amok. Otarłam się także o śmierć chorując na anoreksję i to przeraziło mnie dostatecznie na tyle,aby doceniać każdą daną nam chwilę.
Myślę,że gdy nie działamy świadomie nie jesteśmy dogłębnie zaanalizować naszych odczuć wiążących się z chwilą gdy naszemu życiu zagrażało niebezpieczeństwo.
Niemniej i mi zdarzyły się takie sytuacje.
Pamiętam,że w pierwszej klasie gimnazjalnej podczas pikniku zorganizowanego przez firmę mojej mamy wypadłam ze skarpy jadąc na quadzie.Do dziś nie mam pojęcia jak udało mi się wyjść z tego w tak doskonałym stanie,albowiem po mimo tego,że podczas lotu spadł ze mnie kask to w dodatku moje ciało przygniotła owa maszyna.Chociaż straciłam świadomość wyszłam z tego jedynie z wybitym barkiem i masą potłuczeń.
Kiedyś także podczas jednego z terenu koń gwałtownie wystraszył się huku.Pech chciał,że było to blisko drogi.Nie utrzymałam równowagi noga zaczepiła mi się o strzemię i koń przeciągnął mnie 3 km przez asfalt.Szczęściu w nieszczęściu zatrzymałam się na stojącym samochodzie.
Jednakże te sytuacjie nie pozwoliły mi na jakiekolwiek dostrzeżenie realnego zagrożenia.Wszystko przypominało pewien amok. Otarłam się także o śmierć chorując na anoreksję i to przeraziło mnie dostatecznie na tyle,aby doceniać każdą daną nam chwilę.
Kilka razy zdarzyło mi się, że prawie przejechał mnie samochód. Ach ta moja nieuwaga.
No i jeszcze dwa razy się topiłam.
Za pierwszym razem na szczęście w pobliżu była koleżanka i mi pomogła.
Za drugim natomiast byłam ze znajomymi u nas na żwirowni. No i tam jest strasznie nierówne podłoże, w niektórych miejscach jest głęboko, a w niektórych płytko. No i wyszłam z koleżanką prawie na środek i tam woda sięgała nam tylko do bioder. No i postanowiłyśmy zawrócić i trafiłyśmy na takie miejscu, w którym było strasznie głęboko, no i zaczęłyśmy się topić. Ogólna panika, no ale po jakimś czasie na szczęście udało nam się przepłynąć na płytszy teren.
No i jeszcze dwa razy się topiłam.
Za pierwszym razem na szczęście w pobliżu była koleżanka i mi pomogła.
Za drugim natomiast byłam ze znajomymi u nas na żwirowni. No i tam jest strasznie nierówne podłoże, w niektórych miejscach jest głęboko, a w niektórych płytko. No i wyszłam z koleżanką prawie na środek i tam woda sięgała nam tylko do bioder. No i postanowiłyśmy zawrócić i trafiłyśmy na takie miejscu, w którym było strasznie głęboko, no i zaczęłyśmy się topić. Ogólna panika, no ale po jakimś czasie na szczęście udało nam się przepłynąć na płytszy teren.
Nie wiele tego pamiętam, choć wydarzyło się to niedawno, ale z relacji świadków wiem co działo się potem .
Miałem walkę z innym karateką, w stylach mieszanych. Druga runda, zaczynamy, próbowałem go uderzyć z sierpowego, lecz się odchylił zrobił obrót, i w tym momencie straciłem przytomność. To był kopniak prosto w głowę. Miałem lekki wstrząs mózgu, ocknąłem się nade mną stał trener lekarz i moja matka. Nie wiedziałem co się stało, nie życzę nikomu nic takiego, przez kilka godzin byłem w szoku. Co prawda byłem daleko od śmierci, ale to jest najbliższe jednak z nią spotkanie.
Mimo to nie zrezygnowałem z treningów.
Miałem walkę z innym karateką, w stylach mieszanych. Druga runda, zaczynamy, próbowałem go uderzyć z sierpowego, lecz się odchylił zrobił obrót, i w tym momencie straciłem przytomność. To był kopniak prosto w głowę. Miałem lekki wstrząs mózgu, ocknąłem się nade mną stał trener lekarz i moja matka. Nie wiedziałem co się stało, nie życzę nikomu nic takiego, przez kilka godzin byłem w szoku. Co prawda byłem daleko od śmierci, ale to jest najbliższe jednak z nią spotkanie.
Mimo to nie zrezygnowałem z treningów.
Nie wiem czy mogę nazwać to otarciem się o smierć ,ale być morze . Szłam do szkoły , miałam morze z 11 lat , przechodziłam przez pasy i jechał tir , bardzo nei zręcznie było bo kiedy ja się zatrzymałam on tez a kiedy ja zaczełam iśc on jechał a jak jak to dziecko zgupiałam i zaczełam iśc akurat w tym momencie on jechał no nie szybko ,ale jechał , fartem na srodku pasów podbiegłam do brzegu chodnika . Wydaje mi sie ,że dzielilo mnie raczej nie wiele.