Kobieta w czerwieni
: 2009-09-19, 18:35
Kobieta w czerwieni
To była środa, godzina dwudziesta, kiedy to siedziałem w niemal pustej kawiarni, pijąc nazbyt mocną kawę bez mleka. Moja ulubiona kawiarenka. Nastrojowa, urzekająca swoją prostotą, a jednocześnie wyrafinowanym gustem właściciela. Stoliki, nakryte czerwonymi obrusami, z bukietem herbacianych róż i białą świecą na każdym z nich. Właściciel chyba naprawdę lubi takie klimaty. Ściany miały kolor zadymionej czerwieni. W niemal identycznym, może o ton ciemniejszym kolorze były zasłony, a firanki miały taki dziwnie brudny biały odcień. Kelner był tylko jeden, i to wyraźnie zmęczony życiem, choć wyglądał dopiero na czterdziestkę, może nieco mniej. Oprócz mnie, w kawiarni siedziała jeszcze jedna kobieta. Bardzo ładna, dość młoda. Ubrana w czerwoną sukienkę do kolan, która wtapiała się w tło ścian. Na szyi miała naszyjnik z pereł. Umalowana dość mocno, ale bardzo jej to pasowało. Włosy ścięte krótko. Sylwetka szczupła, żeby nie powiedzieć, że chuda. Spojrzała na mnie ze smutnym uśmiechem. Siedziała cztery stoliki dalej. Paliła papierosa, od czasu do czasu przerywając łykiem czerwonego wina, co chwila zerkając w moim kierunku, za każdym razem uśmiechając się tak samo. Ośmieliłem się do niej podejść.
- Dzień dobry. Roman Matejewski. – powiedziałem, podając jej rękę.
- Piotrowska. Gabriela. – grzecznie wstając, odwzajemniła mój gest, i szybko wróciła na miejsce – Proszę. Niech pan siądzie. – pokazała dłonią krzesło naprzeciwko.
-Obserwował mnie pan.
- Widzę, że jest pani bardzo spostrzegawcza. Faktycznie, obserwowałem panią. Ma pani w sobie coś… sam nie wiem.
- Już dobrze, dobrze. – powiedziała, jakby nieco wytrącona z równowagi. – Często pan tak obserwuje obce kobiety?
- Nie.
Kłopotliwe milczenie, trwające coraz dłużej, i powoli stające się nie do zniesienia. W myślach szukałem jakiegoś tematu do rozmowy, który mógłby ją zainteresować, niestety, nic mi nie przychodziło do głowy. Postanowiłem więc coś o sobie opowiedzieć.
- Otóż… Pani chyba też mnie obserwowała.
- Nie. Ja tylko patrzyłam od czasu do czasu.
- To już jest obserwowanie.
- Jeszcze nie. – spojrzała na mnie znów tymi swoimi smutnymi oczami, w których powoli zaczynała rodzić się rozpacz.
- Pani ma takie smutne spojrzenie…
- Nie od zawsze.
- A od kiedy?
Cisza.
- Przepraszam, nie powinienem był.
- Skądże. Od rozwodu.
- Rozwodu?
- Słuch pana nie zawodzi.
- Taka pani młoda, i już rozwód?
- Z tego co widzę, pan też nie jest święty. Obrączka na palcu. –odruchowo spojrzałem na swoją dłoń. Faktycznie. Nawet o niej zapomniałem, już tak się przyzwyczaiłem. – A pan zagaduje inne kobiety. – ciągnęła dalej, budząc we mnie wyrzuty sumienia.
- Żona za granicą.
- Tym bardziej powinien pan siedzieć w domu i czekać na nią. W każdej chwili może wrócić.
- Wątpię.
- A ja nie.
- Nie?
- Przecież mówię. Ja też wróciłam nie w porę, i się niemiło zaskoczyłam.
- Nie rozumiem?
- Nie dziwię się, proszę pana. Pracowałam za granicą. Jestem fotografem, jeżdżę po świecie. Wtedy akurat byłam w Afryce. Zrobiłam wszystko dużo szybciej, niż powinnam, a nie miałam ochoty palić się na tym afrykańskim słońcu, i wróciłam miesiąc wcześniej. Zastałam męża… A, nieistotne. –przerwała nagle. Widać było, że chciała dalej mówić. Jednak wyraźnie się bała.
- Jeśli pani chce… Posłucham.
- Kojarzy pan ten klub na Mazurskiej?
- Oczywiście. Ten nocny, tak?
- Dokładnie. Sama nie wiem, co mnie tam powiodło, ale kiedy tylko zastałam puste mieszkanie, od razu tam pojechałam. Przeczucie?
- Kobieca intuicja.
- …nigdy nie zawodna.
- Rzeczywiście.
- Zastałam tam męża w towarzystwie tuzina kobiet. Chyba pan się już domyśla… - spojrzała na mnie karcąco, widząc mój uśmiech w kącikach twarzy.
- Chyba tak. Eee… Przepraszam.
- Nie szkodzi. Pan jest widać jak wszyscy.
Wstała od stolika, trzymając drugiego już papierosa w dłoni. Podeszła do zasłon i spojrzała za okno.
- Tamten też ma coś na sumieniu. – powiedziała, wskazując palcem potężnego mężczyznę w podeszłym wieku, idącego za rękę ze świeżo farbowaną blondynką młodszą na oko o jakieś dwadzieścia lat.
Milczałem, wyrzucając sobie w myślach wszystko, co złego zrobiłem.
- Widzi pan. Rzadko kiedy spotyka się mężczyznę, który jest zupełnie bez winy.
Nie odpowiedziałem. Ta kobieta potrafi w człowieku obudzić ogromne wyrzuty sumienia.
- A pan?
- Co ja?
- No… Pan zna się na kobietach?
- Nie. To znaczy… raczej nie.
- Widzę właśnie. Inaczej pan by do mnie nie podszedł.
- Możliwe. – wyznałem szczerze.
Milczenie. Każda kolejna chwila odpowiadała mi większym wyrzutem sumienia. Chyba długo tak milczeliśmy. Ona odezwała się pierwsza.
- Pana żona jeszcze nie śpi.
- Nie?
- Nie. Kobieta zawsze czuje, kiedy jej mężczyzna ją zdradza.
- Nie zdradzam mojej żony.
- Czyżby? – spojrzała przenikającym wzrokiem. Znów milczałem. - Dlatego właśnie kobiety głównie cierpią na bezsenność. Ja spałam dwie godziny co noc.
- Tylko – powiedziałem cicho. Nie można było wyczuć w moim tonie pytania.
- Tylko. Jak się pan czuje?
- …
- To świetnie. Pan też ma problemy. Pana wyrzuty sumienia mi to mówią.
- Pani czyta w myślach?
Zaśmiała się kpiąco.
- Może jeszcze zacznie pan mnie podejrzewać o czary?
- Wszystko możliwe.
- Wystarczy, żeby kobieta była miła, a mężczyzna za nią pójdzie… Takie nasze realia. Proszę pana… Ile razy pan wmawiał kobietom, że pan pracuje, a obijał się pan o ściany w klubach nocnych?
- …
- Przypuszczam, że nie raz. Widzi pan… To koniec.
- Koniec?
- Tak. Mój mąż zdradzał mnie niejednokrotnie. A ja się w tym gubiłam. Sama nie wiem, kiedy to się zaczęło… Ja też kiedyś stanęłam na nie na tą skałę, co powinnam. Każdy się kiedyś może pomylić. Kocha pan swoją żonę?
- Tak.
- Dlaczego pan jej pozwala czekać? Specjalnie pan staje na te skałki, co nie trzeba.
- Jakie skałki?
- Ach, no tak. Wy mężczyźni niczego się nie domyślacie. Życie jest górą. Każdy człowiek wspina się po niej, jak potrafi. Pana żona jest już wysoko. I czeka na pana. Droga do góry jest tylko jedna, a każdy ma takie same skałki… Małe skałki, po których ciężko jest iść. A obok… Cóż, te obok są dużo większe. I człowiek, czasem, żeby sobie ulżyć, wchodzi po tych większych skałkach. Na początku wejdzie pan tylko na jedną z tych większych, a dalej wróci pan do małych… Ale z czasem takie duże skałki będą dużo łatwiejsze… I przeniesie się pan tylko na tamtą drogę. Prędzej czy później pan spadnie, bo będzie pan za gruby.
- Że co? – spytałem zaskoczony.
- Każdy krok po dużej skałce sprawia, że człowiek tyje. Wyrzutami sumienia. Skałki się załamują w pewnym momencie… człowiek leci w dół. I umiera. Chyba, że w porę złapie się tych maleńkich odłamków, i zacznie od początku…
Zastanawiałem się nad tym co powiedziała bardzo długo. Nawet nie zauważyłem, kiedy zaczęło robić się jasno.
- Chodźmy już, proszę pana. Już ranek. Chyba czas spać.
- Gabrielo, Gabrysiu… W życiu jest wiele możliwości, prawda?
- Tak.
- Więc dlaczego ja wybrałem tą najgorszą?
- Pogubił się pan. Niech pan szybko się łapie tej małej skałki. Bo pan spadnie na dół, i nie będzie możliwości wstania.
Gabriela zgasiła papierosa (ósmego już chyba w czasie naszej rozmowy), odeszła od okna, i spojrzała mi głęboko w oczy.
- Naprawdę szybko. Nie można nic odstawiać na potem. W życiu jest za mało czasu, a spada się krótko. No, to do widzenia Panu.
Wzięła torebkę i wyszła.
A mnie zostawiła ze swoją niedopitą szklanką wina, i ciągle wzrastającymi wyrzutami sumienia.
____
to opowiadanie dodałam kiedyś na innym forum, ale jestem ciekawa, co Wy o tym myślicie. Bardo chciałabym poznać Wasze szczere opinie. Jestem jak najbardziej otwarta na wytykanie wszelkich błędów logicznych, interpunkcyjnych itd. Dziękuję
To była środa, godzina dwudziesta, kiedy to siedziałem w niemal pustej kawiarni, pijąc nazbyt mocną kawę bez mleka. Moja ulubiona kawiarenka. Nastrojowa, urzekająca swoją prostotą, a jednocześnie wyrafinowanym gustem właściciela. Stoliki, nakryte czerwonymi obrusami, z bukietem herbacianych róż i białą świecą na każdym z nich. Właściciel chyba naprawdę lubi takie klimaty. Ściany miały kolor zadymionej czerwieni. W niemal identycznym, może o ton ciemniejszym kolorze były zasłony, a firanki miały taki dziwnie brudny biały odcień. Kelner był tylko jeden, i to wyraźnie zmęczony życiem, choć wyglądał dopiero na czterdziestkę, może nieco mniej. Oprócz mnie, w kawiarni siedziała jeszcze jedna kobieta. Bardzo ładna, dość młoda. Ubrana w czerwoną sukienkę do kolan, która wtapiała się w tło ścian. Na szyi miała naszyjnik z pereł. Umalowana dość mocno, ale bardzo jej to pasowało. Włosy ścięte krótko. Sylwetka szczupła, żeby nie powiedzieć, że chuda. Spojrzała na mnie ze smutnym uśmiechem. Siedziała cztery stoliki dalej. Paliła papierosa, od czasu do czasu przerywając łykiem czerwonego wina, co chwila zerkając w moim kierunku, za każdym razem uśmiechając się tak samo. Ośmieliłem się do niej podejść.
- Dzień dobry. Roman Matejewski. – powiedziałem, podając jej rękę.
- Piotrowska. Gabriela. – grzecznie wstając, odwzajemniła mój gest, i szybko wróciła na miejsce – Proszę. Niech pan siądzie. – pokazała dłonią krzesło naprzeciwko.
-Obserwował mnie pan.
- Widzę, że jest pani bardzo spostrzegawcza. Faktycznie, obserwowałem panią. Ma pani w sobie coś… sam nie wiem.
- Już dobrze, dobrze. – powiedziała, jakby nieco wytrącona z równowagi. – Często pan tak obserwuje obce kobiety?
- Nie.
Kłopotliwe milczenie, trwające coraz dłużej, i powoli stające się nie do zniesienia. W myślach szukałem jakiegoś tematu do rozmowy, który mógłby ją zainteresować, niestety, nic mi nie przychodziło do głowy. Postanowiłem więc coś o sobie opowiedzieć.
- Otóż… Pani chyba też mnie obserwowała.
- Nie. Ja tylko patrzyłam od czasu do czasu.
- To już jest obserwowanie.
- Jeszcze nie. – spojrzała na mnie znów tymi swoimi smutnymi oczami, w których powoli zaczynała rodzić się rozpacz.
- Pani ma takie smutne spojrzenie…
- Nie od zawsze.
- A od kiedy?
Cisza.
- Przepraszam, nie powinienem był.
- Skądże. Od rozwodu.
- Rozwodu?
- Słuch pana nie zawodzi.
- Taka pani młoda, i już rozwód?
- Z tego co widzę, pan też nie jest święty. Obrączka na palcu. –odruchowo spojrzałem na swoją dłoń. Faktycznie. Nawet o niej zapomniałem, już tak się przyzwyczaiłem. – A pan zagaduje inne kobiety. – ciągnęła dalej, budząc we mnie wyrzuty sumienia.
- Żona za granicą.
- Tym bardziej powinien pan siedzieć w domu i czekać na nią. W każdej chwili może wrócić.
- Wątpię.
- A ja nie.
- Nie?
- Przecież mówię. Ja też wróciłam nie w porę, i się niemiło zaskoczyłam.
- Nie rozumiem?
- Nie dziwię się, proszę pana. Pracowałam za granicą. Jestem fotografem, jeżdżę po świecie. Wtedy akurat byłam w Afryce. Zrobiłam wszystko dużo szybciej, niż powinnam, a nie miałam ochoty palić się na tym afrykańskim słońcu, i wróciłam miesiąc wcześniej. Zastałam męża… A, nieistotne. –przerwała nagle. Widać było, że chciała dalej mówić. Jednak wyraźnie się bała.
- Jeśli pani chce… Posłucham.
- Kojarzy pan ten klub na Mazurskiej?
- Oczywiście. Ten nocny, tak?
- Dokładnie. Sama nie wiem, co mnie tam powiodło, ale kiedy tylko zastałam puste mieszkanie, od razu tam pojechałam. Przeczucie?
- Kobieca intuicja.
- …nigdy nie zawodna.
- Rzeczywiście.
- Zastałam tam męża w towarzystwie tuzina kobiet. Chyba pan się już domyśla… - spojrzała na mnie karcąco, widząc mój uśmiech w kącikach twarzy.
- Chyba tak. Eee… Przepraszam.
- Nie szkodzi. Pan jest widać jak wszyscy.
Wstała od stolika, trzymając drugiego już papierosa w dłoni. Podeszła do zasłon i spojrzała za okno.
- Tamten też ma coś na sumieniu. – powiedziała, wskazując palcem potężnego mężczyznę w podeszłym wieku, idącego za rękę ze świeżo farbowaną blondynką młodszą na oko o jakieś dwadzieścia lat.
Milczałem, wyrzucając sobie w myślach wszystko, co złego zrobiłem.
- Widzi pan. Rzadko kiedy spotyka się mężczyznę, który jest zupełnie bez winy.
Nie odpowiedziałem. Ta kobieta potrafi w człowieku obudzić ogromne wyrzuty sumienia.
- A pan?
- Co ja?
- No… Pan zna się na kobietach?
- Nie. To znaczy… raczej nie.
- Widzę właśnie. Inaczej pan by do mnie nie podszedł.
- Możliwe. – wyznałem szczerze.
Milczenie. Każda kolejna chwila odpowiadała mi większym wyrzutem sumienia. Chyba długo tak milczeliśmy. Ona odezwała się pierwsza.
- Pana żona jeszcze nie śpi.
- Nie?
- Nie. Kobieta zawsze czuje, kiedy jej mężczyzna ją zdradza.
- Nie zdradzam mojej żony.
- Czyżby? – spojrzała przenikającym wzrokiem. Znów milczałem. - Dlatego właśnie kobiety głównie cierpią na bezsenność. Ja spałam dwie godziny co noc.
- Tylko – powiedziałem cicho. Nie można było wyczuć w moim tonie pytania.
- Tylko. Jak się pan czuje?
- …
- To świetnie. Pan też ma problemy. Pana wyrzuty sumienia mi to mówią.
- Pani czyta w myślach?
Zaśmiała się kpiąco.
- Może jeszcze zacznie pan mnie podejrzewać o czary?
- Wszystko możliwe.
- Wystarczy, żeby kobieta była miła, a mężczyzna za nią pójdzie… Takie nasze realia. Proszę pana… Ile razy pan wmawiał kobietom, że pan pracuje, a obijał się pan o ściany w klubach nocnych?
- …
- Przypuszczam, że nie raz. Widzi pan… To koniec.
- Koniec?
- Tak. Mój mąż zdradzał mnie niejednokrotnie. A ja się w tym gubiłam. Sama nie wiem, kiedy to się zaczęło… Ja też kiedyś stanęłam na nie na tą skałę, co powinnam. Każdy się kiedyś może pomylić. Kocha pan swoją żonę?
- Tak.
- Dlaczego pan jej pozwala czekać? Specjalnie pan staje na te skałki, co nie trzeba.
- Jakie skałki?
- Ach, no tak. Wy mężczyźni niczego się nie domyślacie. Życie jest górą. Każdy człowiek wspina się po niej, jak potrafi. Pana żona jest już wysoko. I czeka na pana. Droga do góry jest tylko jedna, a każdy ma takie same skałki… Małe skałki, po których ciężko jest iść. A obok… Cóż, te obok są dużo większe. I człowiek, czasem, żeby sobie ulżyć, wchodzi po tych większych skałkach. Na początku wejdzie pan tylko na jedną z tych większych, a dalej wróci pan do małych… Ale z czasem takie duże skałki będą dużo łatwiejsze… I przeniesie się pan tylko na tamtą drogę. Prędzej czy później pan spadnie, bo będzie pan za gruby.
- Że co? – spytałem zaskoczony.
- Każdy krok po dużej skałce sprawia, że człowiek tyje. Wyrzutami sumienia. Skałki się załamują w pewnym momencie… człowiek leci w dół. I umiera. Chyba, że w porę złapie się tych maleńkich odłamków, i zacznie od początku…
Zastanawiałem się nad tym co powiedziała bardzo długo. Nawet nie zauważyłem, kiedy zaczęło robić się jasno.
- Chodźmy już, proszę pana. Już ranek. Chyba czas spać.
- Gabrielo, Gabrysiu… W życiu jest wiele możliwości, prawda?
- Tak.
- Więc dlaczego ja wybrałem tą najgorszą?
- Pogubił się pan. Niech pan szybko się łapie tej małej skałki. Bo pan spadnie na dół, i nie będzie możliwości wstania.
Gabriela zgasiła papierosa (ósmego już chyba w czasie naszej rozmowy), odeszła od okna, i spojrzała mi głęboko w oczy.
- Naprawdę szybko. Nie można nic odstawiać na potem. W życiu jest za mało czasu, a spada się krótko. No, to do widzenia Panu.
Wzięła torebkę i wyszła.
A mnie zostawiła ze swoją niedopitą szklanką wina, i ciągle wzrastającymi wyrzutami sumienia.
____
to opowiadanie dodałam kiedyś na innym forum, ale jestem ciekawa, co Wy o tym myślicie. Bardo chciałabym poznać Wasze szczere opinie. Jestem jak najbardziej otwarta na wytykanie wszelkich błędów logicznych, interpunkcyjnych itd. Dziękuję